Joaquin Navarro-Valls był rzecznikiem prasowym wielkiego formatu i osobowością wyjątkową i mocną. Wizerunek Kościoła budował na prawdzie. Nie był pustym ideologiem broniącym absurdów, lecz rzecznikiem reprezentującym intelektualną i moralną jakość. Był „portavoce” jak mówią Włosi, czyli niosącym głos Jana Pawła II, przez rok Benedykta XVI i Stolicy Apostolskiej. Wiedział, że otwartość jest najlepszym rozwiązaniem we współpracy z mediami i powtarzał, że prawo do stawiania pytań mają nie tylko dziennikarze katoliccy, ale także dziennikarze niewierzący i nie podzielający światopoglądu chrześcijańskiego.
Podkreślał, że przedstawiciele Kościoła nie mogą wymagać od dziennikarzy wiary, gdyż ona wiąże się z osobistym oddaniem się nowej egzystencji i otwarciem się na światło Boga. Błędem jest więc ucieczka od odpowiedzialności przed przekazaniem treści wiary osobom, które jeszcze jej nie doświadczyły. Mógł tak powiedzieć, gdyż był elegancki w obyciu i słowie. W tym kontekście można więc zapytać w jakiej mierze ludzie Kościoła ponoszą odpowiedzialność za szerzącą się niewiarę, kiedy przychodzące osoby – w tym dziennikarze – widzą poważne braki w ich codziennym życiu moralnym i religijnym?
Rzecznik Navarro-Valls nieraz przypominał, że choć media nastawione są na powiększanie oglądalności i przynoszenie dochodów to przedstawiciel Kościoła nie może czuć się zwolnionym z bycia świadkiem przed dziennikarzem i uciekać przed nim tylko dlatego, że nie zgadza się z chrześcijańskim światopoglądem. Jeżeli Kościół pragnie odnieść sukces pośród osób pracujących w mediach to nade wszystko zobowiązany jest do dawania świadectwa wierze i świadectwa o sobie samym. Navarro-Valls swoją postawą i stylem sprawowania urzędu prowokował do pytań zasadniczych, jednocześnie domagając się szacunku i uznania dla wartości drogich wielu ludziom.
Pozytywnym przykładem pełnego zrozumienia funkcjonowania świata dziennikarskiego była sprawa zamordowania za murami Watykanu szwajcarskiego gwardzisty i jego żony z dnia 4 maja 1998 roku. Biuro prasowe Stolicy Apostolskiej zorganizowało konferencję prasową na temat tej tragedii w ten sam wieczór, w niedługim czasie po wydarzeniu. Następnego dnia udostępniono informacje z dowodami, które wyraźnie wskazywały na fakt, że inny szwajcarski gwardzista dokonał morderstw w afekcie, a później popełnił samobójstwo. Mieszkałem wówczas w Rzymie. Niektórzy dziennikarze wyznali nieco później, że pamiętniki gwardzisty mogłyby wydłużyć zainteresowanie tym tematem do dwóch tygodni, pomnażając widzów i czytelników. Tymczasem prawdziwa i wyczerpująca informacja podana już po dwóch dniach od zdarzenia przez biuro prasowe spowodowała, że wiadomość straciła zainteresowanie przecinając nutę wielu bezpodstawnych pogłosek. Dlatego – w imię heroizmu – należy dążyć do
„do takiej elokwencji, która skłania się ku dobru, a nie tej, która tylko mówcę stawia w dobrym świetle”.
Warto zauważyć, że Joaquin Navarro-Valls nie był rzecznikiem odtwórczym i suchym. Sam zabierał głos. Swoim piórem, słowem i postawą promował nauczanie Kościoła. Doskonale czuł medialnego bluesa. Wiedział, że lekceważenie medialnej rzeczywistości i problemów przez nią nagłaśnianych świadczy nie tylko o nieznajomości Magisterium Kościoła, ale dowodzi totalnego braku odpowiedzialności za wspólnotę kościelną. W jednej ze swoich książek napisał, że pracując u boku Jana Pawła II był krok w krok za nim. Zawsze serdeczny, z empatią do ludzi, uczuciowy. Pamiętam te łzy na konferencjach prasowych z ostatnich godzin życia papieża Wojtyły. Był człowiekiem oszczędnym w słowach i niezwykle pokornym. Kiedy gościł w krakowskiej kurii podczas pielgrzymki Benedykta XVI zawsze był poza oficjelami, ale zawsze w pobliżu. Zjednał sobie szacunek i uznanie, a jego słowo zawsze miało nośność i głębszy ładunek. Nie dziwi więc, że szpalty gazet były dla niego otwarte.
Dla mnie był jedynym i niedościgłym rzecznikiem prasowym.