Kiedy w 2001 roku zostałem zaproszony w Rotterdamie razem z holenderskim księdzem na wspólną kolację do restauracji z jego świeckimi przyjaciółmi, zauważyłem, że co pewien czas ten ważny w hierarchii kościelnej kapłan stawał się przedmiotem delikatnych, ale cynicznych uszczypliwości. Gdy po kolacji przybyliśmy na plebanię podjąłem z nim rozmowę, próbując zrozumieć dlaczego tak się działo. Doświadczony przez życie, nawrócony z protestantyzmu ksiądz katolicki zaczął mi wyjaśniać stan przypływającego antyklerykalizmu nie okazując żadnych oznak niecierpliwości. Stwierdził, że negatywne nastawienie do Kościoła ma dwie przyczyny – jedno tkwi w działalności mediów, a drugie w zachowaniu duchowieństwa. Wówczas stwierdziłem, że nie można mieć pretensji do mediów, gdyż opisują to, co widzą, a taka jest ich rola. Można jedynie uznać, że ich wadą jest najczęściej przejaskrawianie nielicznych – choć godnych ścigania, karania i społecznego napiętnowania – różnych afer stwarzających złudzenie, iż cały Kościół skąpany jest w tym złu.

Tymczasem uogólnienia zawsze są krzywdzące. Chodzi o rozróżnienie w Kościele – jak pisał kiedyś ks. Józef Tischner – nadużycia od zepsucia. Tak jak do natury noża należy krojenie chleba, tak jego nadużyciem staje się grożenie drugiemu człowiekowi. Mimo, że nadużyto noża, to do jego niezmiennej natury dalej należeć będzie krojenie chleba. Chodzi o to, że wszędzie tam, gdzie pojawiają się ludzie nadużycia były, są i będą, gdyż człowiek jest grzeszny. Zepsucie natomiast pojawia się wtedy, kiedy wszędzie dookoła nas widoczne jest jedynie nadużycie. Czy nikt z nas nie widział i nie widzi dobrych kapłanów, za sprawą których dzieje się masowe dobro? Dlaczego o dobru dziejącym się za sprawą kapłanów nie trąbi się w mediach proporcjonalnie do zła, które stało się za ich przyczyną?

Mój holenderski rozmówca stwierdził, że sporo winy tkwi w samych duchownych, którzy chcąc być drogowskazami, zapominają, że drogowskaz musi w każdych okolicznościach właściwą drogę wskazywać. Chodzi o to, że w kościele holenderskim życie również kiedyś tętniło, a misjonarze rozjeżdżali się we wszystkie strony świata. Wówczas także było dobre samopoczucie. Nastąpiło tąpnięcie kiedy pewna część Kościoła zamknęła się na dialog ze światem, tworząc swoistą fortecę. Pojawił się więc etos partyzanta polegający na schowaniu się i unikaniu świata, tak jakby dało się go uniknąć. Ponadto wzrastający dobrobyt – rozwijający się dzięki tak prężnym firmom jak Shell, czy Philips – spowodował, że katolicy zaczęli w inny sposób spoglądać na hierarchię i sprawy kościelne. Paternalistyczny sposób traktowania ludzi i parę nagłośnionych afer spowodowały pęknięcie.

Choć ludzie bardzo często stawiają kapłanom wymagania, których nie ma nawet w Ewangelii – to jednak w sytuacjach zapalnych musi być roztropne, ale dosyć skuteczne i konkretne działanie. Sprawy dziejące się w Kościele – dla Jego wiarygodności – trzeba rozwiązywać w duchu wskazań papieskich – widzieć problem, ocenić jego konsekwencje i sprawnie rozwiązać. To, co jest istotne w myśli Ojca świętego Benedykta XVI to wizja Kościoła eucharystycznego. Nie chodzi o wymiar socjologicznie sprawnie zarządzanej instytucji kościelnej, lecz postawienie na umiłowanie Eucharystii, i w jej świetle kształtowanie wszystkich odniesień. Taka papieska wizja zobowiązuje do przeciwdziałania zawałowi serca, którego przejawem jest pedofilia. Nie byłoby krzyku i wrzawy w środkach społecznego przekazu, gdyby przeprowadzono natychmiast operacje uzdrawiające serce.

Nie byłoby obrażania się na dziennikarzy, gdyby klarowność była głównym elementem działania. Jeżeli ktoś w rodzinie zapadł na zawał serca, to reakcja rodziny jest natychmiastowa, gdyż ociąganie się w pomocy grozi dramaturgią śmierci. W ostatnich miesiącach mieliśmy zawały serca – w różnych Kościołach lokalnych. W USA i Irlandii reakcja była późna, a w Niemczech biskupi pokazali jak podchodzi się do trudnej sprawy.  Przewodniczący Konferencji Biskupów Niemieckich, abp Robert Zollitsch wyraził zadowolenie z powodu przedłużenia okresu ścigania i osądzania przestępstw na tle seksualnym wobec nieletnich, ponadto – z inicjatywy kościelnej – została uruchomiona gorąca linia dla ofiar pedofilii i wzmocnione zostały środki prewencyjne. Niemiecki arcybiskup zapytał retorycznie, „czy istnieje jakaś grupa społeczna, która przyjęła podobnie jasną linię postępowania jak my?”. Ciekawe, że na propozycję zwołania okrągłego stołu w sprawie molestowań nieletnich, poszerzonego o wszystkie grupy społeczne, arcybiskup nie zyskał uznania. Czyżby problem pedofilii w innych środowiskach był o wiele większy?

Kościół jest wspólnotą, w której świętość co pewien czas przepleciona jest grzechem. Mając tego świadomość nie można przyjmować postawy zgorszonej hrabiny, lecz modlić się i rozwiązywać problemy. Rzecz w tym – jak pisał ks. Tischner – że

człowiek służy wartościom realizując je, a wartości służą człowiekowi ocalając go„.

W tym duchu właśnie warto przywołać pielgrzymkę Benedykta XVI do USA. Otóż papież przypomniał jakie szkody poniósł Kościół – o czym pisałem już w mojej książce „Odpowiadam” – w następstwie nadużyć seksualnych. Wyrażając głęboki wstyd przypomniał biskupom amerykańskim, że imieniem Ewangelii jest świadectwo i wezwał, aby sprawy wątpliwe rozwiązywać roztropnie, ale jasno i zdecydowanie. Ojciec święty dał także do zrozumienia wiernym, iż pośród prawdziwych oskarżeń niektórych kapłanów o pedofilię, zdarzają się również fałszywe nagonki mające na celu wyeliminować przy okazji z życia publicznego tych, którzy są niewygodni. Wystarczy przywołać postać kard. Bernardina fałszywie oskarżonego przez narkomana. Po oddaniu się w ręce mediów i wytoczeniu procesu przez Kardynała, oskarżyciel wyjawił swoich mocodawców, przyznając, że został zmuszony do pomówienia duchownego. Do dzisiaj nikt ze skandalizujących dziennikarzy nie powiedział przepraszam. Z tej racji papież przypomniał kapłanom, aby unikali moralnego bagna jak gołębica i byli przebiegłymi jak węże, gdyż naiwność nie mieści się w kategoriach Ewangelii.

Na marginesie dodam – nie w formie usprawiedliwiania, ale w celu naświetlenia problemu – że w pełni zgadzam się z włoskim publicystą Vittorio Messori, który na łamach „Corriere della Sera” napisał, że pedofilia tylko w Kościele rzymsko-katolickim trafia na czołówki gazet, co stanowi zafałszowanie szerszej perspektywy. Przykładem może być Austria, gdzie na 17 przypadków stwierdzonych w Kościele, aż 510 stwierdzono w innych środowiskach. Wystarczy przypomnieć sobie jak bardzo broniono znanego reżysera, pomimo oczywistości przestępstwa i nakazu aresztowania przez sąd amerykański. Nawet „instytucje – jak napisał Messori – rozległej i zróżnicowanej amerykańskiej wspólnoty żydowskiej nie są wolne od szerzenia się tej zarazy„.

Oby się nie okazało, że zarówno pedofilia, jak i wcześniej polska lustracja jedynie w Kościele i za jego sprawą zostaną uporządkowane, a w innych środowiskach nie zostaną nawet ruszone! Aż dziw bierze, że w Niemczech atakowała Kościół niemiecka minister sprawiedliwości, Sabine Leutheusser-Schnarrenberger, która należąc do Unii Humanistycznej walczy o depenalizację pedofilii. Unia Humanistyczna uważa pedofilię za zjawisko normalne, za które nie powinno się karać. Nie dziwi więc, że ordynariusz Ratyzbony, bp Gerhard Muller powiedział dziennikarzom na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie, iż minister nie ma żadnych moralnych podstaw, aby publicznie krytykować Kościół, który poważnie podszedł do wyplenienia pedofilii i dodał, że „ta pani nas krytykuje, a tymczasem powinna krytykować wyznawaną przez siebie ideologię„.

Oczywiście to nieusprawiedliwia, gdyż orędzie Ewangelii nie może „być pogrążone w błocie”. Jednak pewną prawidłowość należy zobaczyć. Dodatkowo z nadużyciami wobec nieletnich nie należy wiązać celibatu, gdyż w innych środowiskach osoby mają rodziny, a mimo to dzieci napastują seksualnie i krzywdzą je świadomie.

Zdrowe pojęcie otwarcia się na świat i szybkie pogotowie w sytuacjach kryzysowych stają się dla Kościoła koniecznością, aby nie tylko nie gorszyć maluczkich, lecz nie dawać także okazji do okładania Kościoła razami, gdyż na pochyłe drzewo każda koza wejdzie. Wówczas uniknie się wizjonerów przepowiadających czarną przyszłość i uniknie się oznak kompleksów wielu „sprawiedliwych z Sodomy i Gomory„.

(Artykuł ukazał się na łamach dziennika Rzeczpospolita, z dnia 17 marca 2010 s. A13).